Roztoczański kulig

Po 15-tej nasze autko doturlało się do Rachodoszczy, część osób już tam była, wjechaliśmy na grząski topniejący z lekka parking przy sklepie. Niektórzy musieli skorzystać z pomocy silnych GTR-owskich mięśni, aby auto stanęło na miejscu, ale siła w nas drzemie roztoczańska, więc nie było z tym większego problemu.

Sanie lekko spóźnione pojawiły się wkrótce. Część pojechała, część musiała czekać, ale ostatecznie wszyscy spotkaliśmy się przy ognisku. Korzystając z ostatnich promieni słonecznych i mając na uwadze zbawienną siłę jaka drzemie w ruchu na świeżym powietrzu, odwiedzając po drodze Kapliczkę Św. Romana, udaliśmy się na pobliską górkę. Tam naszym oczom ukazał się widok stosu worków napełnionych słomą, raj dla oczu. No i poszły w ruch. Górka aż się zatrzęsła, a miejscami odsłoniła błotniste wnętrze pod warstwą śniegu i lodu. Lekko przemoknięci i zmęczeni wróciliśmy do ogniska, a tam czekała na nas ciepła herbatka, kiełbaski do upieczenia, bigosik i wspaniała GTR-owska atmosfera. Były opowieści, historie o Romanie, już wiemy skąd się tam wzięła kapliczka. Nieodłącznie były też i śpiewy, degustacja nalewek, a powrót do samochodów, na saniach, uprzyjemniał nam blask pochodni i zimowy ciemny las. Przydatne znowu okazały się roztoczańskie siły, podłoże na parkingu nieco rozmiękło i nie chciało nas wypuścić, ale i temu daliśmy radę, szybciutko wszystkie samochody stały na szosie.

Stąd pomknęliśmy na slajdowisko, gdzie czekali już na nas gospodarze, czyli Ula i Jurek. Po pozbyciu się nadmiaru odzieży i zmianie spodni na suche i wygodniejsze, raczyliśmy się pyszną kawą, herbatą i całą masę pyszności. Po powitaniu gospodarzy miała miejsce kolejna niespodzianka, grupa gości z Cieszanowa przekazała Jurkowi upominek - namalowany przez Monikę wizerunek cieszanowskiej cerkwi.
No i zaczęło się. Niemal każdy z uczestników slajdowiska miał coś ciekawego do zaprezentowania.
Slajdowisko rozpoczął Bakomu i pokazał nam piękno tatrzańskich szczytów, wspaniałe zdjęcia, trudne podejścia, górskie stawy i wodospady. Wrażenie na wszystkich wywarły zdjęcia z wędrówek po Słowackim Raju. Chciało się wstać i dołączyć do nich.
Następnie rzutnik i komputer przejął Palestyna, przypomniał nam wyprawy grupy cieszanowskiej do źródeł Pauczy, Różańca i Brusienki. Wspaniałe zdjęcia, ciekawe opowieści i przecieranie szlaków wśród drzew w głębokiej zimowej bieli.
Kolejnymi mówcami byli Zbyszek i Gabrysia. Ich zdjęcia przybliżyły nas do ziemi lwowskiej, naszych wschodnich kresów, zabytków i miejsc, do których zawsze miło się wraca, a które choć tak bliskie, są nam tak odległe.
Po nich do głosu doszedł Omega. Znowu było trochę widoków tatrzańskich, a także kawałek nadbużańskich klimatów - od Kodnia do Włodawy.
Nasza kochana Sosenka - Ewunia pokazała piękną prezentację zdjęć, które wszyscy pomagamy jej zdobywać, ale ona później i tak dąży do tego, aby w te miejsca zawitać i spojrzeć na nie swoim OKIEM. Mowa tu o zbiorach przedstawiających OKO OPATRZNOŚCI w przeróżnych wydaniach. Jest malarstwo i rzeźba, drewno i beton, to jeszcze nie koniec, jeszcze wiele takich oczu do odkrycia przed nami...
Za sprawą Grabnika, oglądaliśmy też Katedrę, geniusz który przez ponad 200 lat tworzony był w Anglii, w malutkiej miejscowości Ely. Jest to Kościół Katedralny Świętej i Niepodzielnej Trójcy - anglikańska katedra gotycka. Budowę katedry rozpoczęto za panowania Wilhelma Zdobywcy w 1083r. Trwała aż do XIV w., jest ona najdłuższym gotyckim kościołem nie tylko w Anglii ale także w Europie. Górując nad okolicą, do dziś pozostaje przykładem wielkości średniowiecznych zakonów. Na poprzednim slajdowisku, tę samą katedrę pokazywał nam Zbyszek, tym razem niestety nieobecny, ale jego lepsza połówka dzielnie wspierała naszą grupkę.
Na koniec wspominaliśmy premierowe wykonanie piosenki Wojtka w Miłkowie. Filmik może niekoniecznej jakości, jak to określił Krzyś, ale wspomnienie przednie, będące jednocześnie zapowiedzią już planowanej tegorocznej kontynuacji zwiedzania cerkwi ziemi lubaczowskiej.
Później były już tylko pożegnania, żal, że to już koniec i nadzieja, że następne spotkanie już wkrótce.

Był śnieg i sanna biała była,
rżał koń i śmiała się kobyła,
na workach z górki przy Romanie
śmigały dzieci, panowie i panie.
Ciepła herbatka z termosów grzała,
bigos, kiełbaska szybko znikały,
od rozmów, śpiewów wrzało dokoła,
grupa dziś była bardzo wesoła.
Noc rozświetlały pochodnie jasne,
sanie nas wiozły w ich cudnym blasku,
krótki spacerek, wypchnięte auta,
w drogę ruszamy, już noc zapadła.
Żegnamy konie, żegnamy las,
a w Jarosławcu już czeka nas
kawa i strawa, ciała i ducha,
buzie się śmieją od ucha do ucha.
Na wielki ekran wspomnienia płyną
wysoką górą, niską doliną,
strumienie szepczą w szczelinach cicho,
drzewa kłaniają się leśnym lichom.
Co chwilę nowa jest niespodzianka;
cudne żeberka, grzybów łubianka,
jajka z nadzieniem, szarlotka, sernik,
nalewek źródło i pyszny piernik.
Znów jakaś cerkiew, kościół, kapliczka,
kamienne schody, wąska uliczka,
kiedyś tu bywał ..., kto nie pamiętam,
wspaniałe zdjęcie ... o klisza pękła.
Czas szybko mija, aż żal odjeżdżać,
za oknem jednak śnieg się najeża,
godzina późna już się zrobiła,
i czas pożegnań nam przybliżyła.
Noc ciemną śnieżek rozjaśnił srodze,
rozścielił swoje koce na drodze,
lecz nam nie straszne zakręty śliskie,
bezpiecznie w domach po chwili wszyscy.
Do następnego rajdu czekamy,
nowych pomysłów już wyglądamy,
a po dzisiejszym wspaniałym dniu
zdjęć moc znajdziemy jak zawsze tu.

Delphi