Powitanie wiosny

Na Pierwszy Wiosenny Rajd GTR przygotowany przez Edwarda stawiło się 33 grupowiczów i ich przyjaciół. Wszystkich kusiło poszukiwanie skarbów, ukrytych źródeł Sołokiji, dawnych granic rozbiorowych i wreszcie śladów samej przebudzonej już na dobre wiosny. Z miejsca wyznaczonego spotkania – parkingu przycmentarnego w Łaszczówce, zaopatrzeni w rajdowe znaczki mające niezwykłą moc, oznakowanym szlakiem wyruszyliśmy do ukrytego wśród drzew tajemniczego rezerwatu Piekiełko.

Kilkadziesiąt różnej wielkości głazów narzutowych (piaskowców krzemieniowych) przytaszczonych tu niegdyś przez lodowiec i obrosłych lokalnymi legendami objęto ścisłą ochroną równo 50 lat temu. Pogoda nam sprzyjała, krajobrazy z podkładem ptasich radosnych świergotów napawały wiosenną energią, żadne mroczne siły nie były nam straszne… Dostojne, na wpół omszałe, uśpione diabelskie głazy lśniły w porannym słońcu i kusiły, by choć na chwile na nich przysiąść.


Mimo wczesnej pory czuć było obecność czartowskich mocy pilnujących skrytego tu srebra. Drzewa w najbliższym sąsiedztwie kamieni uschły, wiatr świszcząc przeciągle prześlizgiwał się pomiędzy konarami i potrząsał igłami rosnących tu sosen o przedziwnych kształtach, piasek pod stopami nabrał czarnej barwy… Jednak obecność Edwarda i jego opowieści pozwoliły na szczęśliwe zakończenie błędnego krążenia wśród kamieni i powrót jasną, piaszczystą drogą na parking w komplecie rajdowiczów.


Ruszyliśmy dalej, do źródeł rzeki Sołokiji wyznaczającej naszą dalszą wędrówkę. W Podsołokijach, mimo nieciekawego położenia samych źródlisk sąsiadujących z betonowym murem, jedno ze źródełek, otoczone omszałymi kamieniami, wygląda wręcz bajkowo. Sołokijskie krystaliczne wody przed ponad dwustu laty były słynne na całą Europę, a to z powodu hodowanych tu pijawek lekarskich.


Idziemy kilkaset metrów głębiej w las. Nasz przewodnik – Edward wyciąga stare mapy pamiętające czasy rozbiorów... Tuż za ziemnym wałem rozciągała się przyjaźniejsza Galicja… Tędy właśnie przebiegała granica między zaborem rosyjskim a austriackim. Jesteśmy na terenie przygranicznym, musimy zachować czujność, gdzieś tu w lesie, w wykopanych prowizorycznych „strażnicach” przykrytych igliwiem, mogą czaić się Rosjanie pilnujący granicznego wału i strzelający bez ostrzeżenia do przekraczających cichcem granicę… Wycofujemy się zatem po cichu i udajemy się dalej w poszukiwaniu zaginionego cmentarza w Przeorsku.


Trudno byłoby się domyślić, że zarośnięte krzaczyskami miejsce na wzgórzu za wsią kryje w sobie taką pamiątkę przeszłości. Malutki cmentarzyk grekokatolicki, nie zakryty jeszcze listowiem zachwycił nas różnorodnością nagrobków – od zmurszałych drewnianych krzyży, przez kamienne nagrobki z ciekawymi elementami po jedyny, ciekawy żeliwny nagrobek studenta zmarłego w 1905 roku z zachowaną inskrypcją. Z tego miejsca wyszliśmy nieco oszołomieni i nieco nostalgiczni – to też swoista magia takich zapominanych, naturalnie ginących cmentarzy. Niegdyś była tu cerkiew, istniała parafia.


Widoczność ze wzgórza doskonała – przed nami widać zarys Wielkiego Działu (jak uświadomił nas Edward). Ruszamy dalej, podziwiając z okien samochodów rozległe pagórki, nabierające coraz żywszych barw, przyjemnie kontrastujące z niebem a’la Windows.


Przed nami kolejna niespodzianka - dawna osada – Żurawce. Stara, datowana na 1378r. nietypowa wieś składająca się z licznych przysiółków. Do dziś niektóre z nich pozostały już tylko w świadomości najstarszych mieszkańców: Biszki, Butrymy, Pietnoczki…. Tuż przy drodze wyrasta nagle monumentalna cerkiew, od 1997 roku przemianowana na kościół pw. Św. Krzyża. Wraz z przyległym, zadbanym cmentarzem pełnym bruśnieńskich kamiennych nagrobków robi naprawdę olbrzymie wrażenie. Dzięki uprzejmości mieszkanki Żurawiec - pani Krystyny Przybysz zwiedzamy wnętrze świątyni kontrastujące z jasną bryłą, barokowym ołtarzem z XVII wieku, przywiezionym tutaj z Uhnowa (obecnie na Ukrainie). Słuchamy ciekawej opowieści naszej miejscowej przewodniczki o dawnych i współczesnych Żurawcach i jej mieszkańcach. Jest ku temu nie lada okazja, bo w tym roku Żurawce będą obchodzić uroczyście 100-lecie wybudowania cerkwi.


Pełni zapału zdobywców Nowym Światem podążamy ku zagubionej Leliszce na poszukiwanie skarbów króla Karola Gustawa obiecywanych przez Edwarda.



Dziś inaugurujemy pierwszy rajd pod proporcem GTR – uszytym specjalnie na tę okazję przez Joasię Błaszczyńską. Z pierwszym chorążym GTR – Omegą żadne wojska szwedzkie, ani biesy pilnujące bursztynowego skarbu pod Leliszką nam nie straszne. Ale gdy dochodzimy do zbiornika zrywa się od wody mroźny wiatr. Opowieść Edwarda o przeprawie przez most wojsk Karola Gustawa wiozących gigantyczne ilości bursztynu ukrytego w przepastnych workach nabiera w naszej wyobraźni, coraz bardziej realnych kształtów. Co odważniejsi, nie bacząc na czuwające tu diabelskie moce pilnujące skarbu, udają się pod most w nadziei zobaczenia, choć bursztynowej poświaty migającej, gdzieś między strugami wody. Wszystko na próżno! Jedynie dla wybranego szczęśliwca - Wanteda czeka nieopodal realny prezent w postaci cegły z dawnej kozackiej strażnicy.


Przed nami wędrówka tzw. kozacką drogą przez budzący się wiosennie las do nieistniejącej wsi Leliszka i pozostałego po niej cmentarza grekokatolickiego. W 2004 roku członkowie GTR podjęli niemały trud w celu uprzątnięcia terenu cmentarzyka. Na tych, co są tutaj pierwszy raz, ukryta w głębokim lesie, zarastająca chaszczami jedyna pamiątka po dawnej wsi robi niesamowite wrażenie. Co zostanie tutaj za kilkanaście, kilkadziesiąt lat?


Wracamy tą samą drogą, zahaczając na koniec o mały cmentarz przy lesie w Żurawcach z ciekawymi nagrobkami.
Następny etap to kolejny obiekt, w którym można również spotkać się z diabelskimi sztuczkami – wodny młyn. Murowany młyn w Rudzie Żurawieckiej z początku XX wieku zadziwił nas swoją wielkością. Obecnie już nieużytkowany, a szkoda, bo wewnątrz zachowały się jeszcze maszyny do przemiału mąki. Piękny obiekt – naprawdę żal, by niepotrzebnie niszczał. Wato wrócić tu w czerwcową noc św. Jana – na urokliwej polanie Ochudnie organizowana jest corocznie tradycyjna Sobótka z nocnym puszczaniem wianków na Sołokiji.



Zostało nam jeszcze jedno bojowe zadanie – zdobycie schronu w Szaleniku. Ale dla tak zorganizowanej grupy, okazało się to tylko kwestią kilku minut. Dumnie powiewający na bunkrze proporzec GTR oznajmił o kolejnym szczęśliwym zakończeniu akcji.



Teraz już tylko pozostała nam część biesiadna na przedmieściach Tomaszowa Lubelskiego u dawnego „Antka” przemianowanego na ekskluzywnego „Antoniego” i podsumowanie pięknego Pierwszego Wiosennego Rajdu GTR, który stał się już pierwszym wiosennym wspomnieniem naszej niezapomnianej, wspólnej wędrówki.

Ata