Gloria Victis IV

Rajdem z Borowych Młynów ku Kobylance uczciliśmy 150 rocznicę Powstania Styczniowego. Na trasie wędrowało 28 uczestników. Puszcza Solska ujawniła nam wszystkie swoje atuty i niespodzianki. Wielu przyznało, że był to jeden z lepszych rajdów, w jakich braliśmy udział. Przejście trasy rajdu wymagało sporego wysiłku. Przemierzając tereny Puszczy Solskiej można lepiej wyobrazić sobie, w jakich warunkach toczyły się walki powstańcze i późniejsze partyzanckie z okresu II wojny światowej.


Kilkustopniowy mróz nie przeszkadzał. Dziarskie maszerowanie dostatecznie nas rozgrzewało. W lesie śniegu było pod dostatkiem, ale ziemia, zwłaszcza na terenach podmokłych nie była zbyt mocno zmrożona. Zwiększało to trudność pokonywania trasy.



Rajd udowodnił, że GTR to nie tylko forum internetowe, zdjęcia, ciekawe linki, informacje historyczne i przewodnickie. GTR to przede wszystkim ludzie, z którymi świat staje się piękniejszy, ludzie, na których można liczyć w różnych sytuacjach, z którymi chciałoby się wędrować nawet przez środek bagna, ryzykując zimną kąpiel w środku białej zimy. Każdy rajd GTR niesie ze sobą niezapomniane wrażenia i wspomnienia, o których nie chce się zapomnieć, a ludzie tworzący to forum nikomu nie pozwolą czuć się źle w ich towarzystwie.


Do Borowych Młynów przyjechaliśmy z kilku kierunków: od Błudka, Suśca i Zamchu. Przejazd tymi przecinkami leśnymi Puszczy Solskiej wymaga zgody Nadleśnictwa. Borowe Młyny to osada leśna, w samym sercu Puszczy. Powstała dopiero po II wojnie światowej, na miejscu dawnej wsi Głuchy. Osadę po obu brzegach Tanwi otaczają lasy: Las Kobylanka i Las Borowe Młyny.



Przed rajdem Palestyna opowiedział nam historię osady, związaną z Powstaniem Styczniowym. Pierwsza potyczka partii powstańczych miała miejsce na tych terenach ponoć w kwietniu. Właśnie w okolicach Borowych Młynów. Zabagnione tereny Puszczy Solskiej, ściślej Uroczysko Kobylanka, było miejscem założenia obozu przez oddziały Antoniego Jeziorańskiego. Dwukrotnie stoczono tu bitwy z Rosjanami.



Zanim jednak ruszyliśmy były serdecznie powitania i rozmowy. Znaczek, jak zwykle przygotowany z wielkim wyczuciem i dbałością. Przedstawia jeden z kartonów Artura Grottgera z cyklu "Lithuania", obrazujący widmo śmierci unoszące się nad strumieniem. Uosobienie śmierci snujące się z kosą na ramieniu i przemierzające Puszczę (dla nas Solską) w poszukiwaniu ofiary wojny.



W wędrówce towarzyszą nam Strzelcy z Jednostki Strzeleckiej JS 2033 "Strzelec" z Lubaczowa z naszym przyjacielem Markiem na czele.



Zima nam się udała wyśmienicie. Pierzynka puchowa, lekki mróz i suchy śnieg. Wędrowaliśmy wyłącznie lasem. Na trasie kilka razy były krótsze i dłuższe odpoczynki. Drogi na styku dwóch województw niestety się nie łączą i część trasy zmuszeni byliśmy przejść naszą ulubioną metodą "na Zdzicha".


Po dojściu do granicy województw musieliśmy uporać się z granicznym rowem szerokości około 1 metra i tutaj zaczęła się jazda. Otóż lód nie był wystarczająco zamarznięty i cześć z nas przekonała się jaka jest jego głębokość.


Jako pierwszy dałem nura (jak przystało na organizatora) – opowiada Palestyna - i stwierdziłem, że głębokość to koło 1 metra. Inni nie chcieli uwierzyć. Musieli sprawdzić sami na własnej skórze.[nbsp] Byli to: Marciocha, Strzelcy oraz Asia, która dokonała tego najbardziej spektakularnie, bo obunóż. Strzelcy stanęli na wysokości zadania i ruszyli jej na ratunek.


W końcu dotarliśmy do miejsca przeznaczenia, tj. do obelisku wystawionego w 1913 roku w 50-tą rocznicę wybuchu Powstania Styczniowego na miejscu dwukrotnej bitwy oddziałów powstańczych z Rosjanami.


Jak na okrągłą rocznicę przystało oprawa była nieco bardziej uroczysta, niż podczas „Gloria Victis” z poprzednich lat. Odśpiewujemy Hymn Państwowy. Zapalamy znicze. Nasi koledzy, młodzi Strzelcy zaciągają honorowa wartę przy pomniku. Bardzo nam zaimponowała postawa tych młodych ludzi z Jednostki Strzeleckiej.


Grzegorz zapoznał wszystkich z opisem bitwy, jaka rozegrała się w tym miejscu w dniach 01 i 06.05.1863 roku. Wszyscy słuchali w skupieniu i zadumaniu. To była chwila zastanowienia się nad losem młodych ludzi, którzy oddali swoje życie za Ojczyznę.


Nie obyło się bez ogniska, którego rozpalenie jednak nie było takie proste. Planowaliśmy je w innym miejscu jednak ze względu na mokre buty i odzież musieliśmy się nieco rozgrzać. Wszak byliśmy dopiero na półmetku.


Powrót nastąpił tą sama drogą. Mieliśmy jeszcze poszukać jeziorka leśnego, ale okoliczności wymagały szybkiego powrotu do ciepłych pojazdów. W drodze powrotnej odwiedziliśmy jeszcze bezimienną mogiłę. Przypuszczalnie ma ona związek z oddziałami UPA, które stacjonowały w lasach lublinieckich.



Przeszliśmy około 14 kilometrów. Choć wędrowaliśmy w trudnym i wymagającym wysiłku terenie uśmiechy niezmiennie pozostawały na twarzach. Było wspaniale.


To był prawdziwy kontakt z Puszczą Solską. Takie spotkania uczą szacunku do przyrody. Myśl o tych styczniowych dniach sprzed 150 laty nie opuszczała nas podczas rajdu i długo po nim. O tych ludziach, którzy tak jak my, tyle że w całkiem innym celu, szli w ten las bez trwogi. Nie mieli wrócić[nbsp] za kilka godzin, nawet za kilka dni, miesięcy. Ten las na długo stał się ich domem i miejscem walki, a nawet grobem. Dzięki Nim możemy spokojnie i ze śmiechem przejść dzisiaj po tych bagnach i bezpieczni wrócić do swych domów.


Po rajdzie byliśmy pewni, że takich przygód nie oferuje żadne biuro podróży. Rajd wyszedł dziki, ale taka tam jest przyroda i okoliczności. Katar minie, a pamięć o rajdzie i Wspaniałych ludziach nigdy!!!
HYMN (pod pomnikiem) - JESZCZE POLSKA NIE ZGINĘŁA - nabrał również innego bardzo ważnego elementu - wiary w to, że warto podejmować takie wyzwania...


Choć do dzisiaj czujemy w nogach trud puszczańskiej wyprawy wiemy, że było warto.
Rajd zaliczyliśmy do kategorii „full wypas”. Wszystko to, co ma w tym regionie do zaoferowania Puszcza Solska otrzymaliśmy niejako na tacy, dzięki Kolegom, którzy rajd przygotowali i poprowadzili.
Byliśmy zmęczeni, ale bardzo zadowoleni!!