To był nasz pierwszy masowy rajd, do udziału w którym każdorazowo zapraszamy wszystkich członków GTR. Wtedy dopiero poznawaliśmy się wzajemnie. Pomimo tego na rajdzie pojawiło się ponad 20 osób. Późniejszą tradycją stało się spotykanie jesienią na Roztoczu Południowym każdego roku. Od tego rajdu się zaczęło...
Trasa prowadziła przez wąwozy, nie zabrakło wielokrotnego przeskakiwania przez potoki i innych tego typu atrakcji.
Spotkaliśmy się wszyscy w Horyńcu Zdroju, nie było żadnych spóźnień, co pozwoliło szybko i sprawnie powitać i przedstawić naszemu prezesowi wszystkich uczestników.
Trasę rozpoczęliśmy parę metrów za miejscowością Świdnica. Weszliśmy na leśną dróżkę. Doprowadziła nas ona do wodospadu na potoku Dublen. Krótka przerwa na fotografie i idziemy dalej w kierunku drogi asfaltowej Nowiny – Brusno, ale cały czas wzdłuż doliny naszego wspaniałego potoku. Po drodze przepiękne widoki, jary i różne ciekawe „obiekty” (buraki z owsem, zostawione chyba przez myśliwych. W końcu jesteśmy na szosie. Udaliśmy się pod pobliski krzyż niemieckiego „lotnika” z okresu I wojny światowej. Tu dłuższa chwila odpoczynku, która pozwoliła nabrać sił.
Czas było kontynuować rajd, więc idąc z powrotem przez las równolegle do asfaltowej drogi zeszliśmy ponownie w przepiękną dolinę potoku Dublen. Strome i śliskie zbocza wąwozów zapamiętamy na długo. Przecinaliśmy je kilkakrotnie idąc to w górę, to w dół. W końcu wyszliśmy w pobliżu wsi Nowiny Horynieckie.
Później trasa wiodła drogą polną koło ciekawego „obiektu ogrodzonego” a następnie przez las do kamieni Świątyni Słońca.
Dalej, w okolicy stacji PKP w Dziewięcierzu, niektórzy ucałowali tory, którymi już za kilka godzin miał jechać jedyny kursujący tędy pociąg Zamość – Wrocław, którym w podróż powrotną miało wyruszyć kilku uczestników rajdu.
Niebawem spotkaliśmy mało świadomych swego położenia turystów z Warszawy. Zdarza się, ale zgubić się tuż co obok stacji kolejowej z napisem jaka to miejscowość, to jednak dziwne.
Stąd udaliśmy się do pobliskiego betonowego schronu bojowego z tzw. linii Mołotowa. Chwila postoju na wykonanie fotografii i idziemy dalej. Wybraliśmy krótszy wariant przez zabłocone pole i zakrzaczone lasy. Wyszliśmy w końcu na przepiękną łąkę z której widać było panoramę Horyńca i okolic.
Dalej udaliśmy się do doliny Sopotu. Po pewnych zabiegach „alpinistycznych” zeszliśmy na dno wąwozu. Droga jego dnem przecinała strumień ładnych parę razy, co zmuszało nas do aktywnego skakania. Wszyscy jednak szczęśliwie dotarli do przysiółka Horyńca – Hałani. Stąd droga do „wielkiej uczty” już prosta i utwardzona. Wprawdzie ostatnie metry były najgorsze, jednak chęć spożycia roztoczańskiej golonki była większa niż zmęczenie.
Na zakończenie rajdu wyprawiliśmy w knajpie „Hetman” sporą ucztę golonkową.
Impreza trwała do późnego wieczora. Ostatnich 4 rajdowiczów opuściło lokal o godz. 22:00 i udało się na dworzec PKP.
Prałasant, uzupełnienia Artut Pawłowski, zdjęcia Jolka