Rajd rozpoczęliśmy zbiórką na stacji PKP w Horyńcu Zdroju. Po przyjeździe pociągu, w którym dojechało do nas kilkoro uczestników nadszedł czas na 14 kilometrowy odcinek kolejowy. Podziwiając widoki Roztocza z okien pociągu dojechaliśmy wkrótce do Werchraty, stacji docelowej.
Tutaj nastąpiło oficjalne powitanie rajdowiczów przez prezesa Michała. Następnie stworzyliśmy ostateczną listę zamówień na golonkę, a także kilka grupowych fotografii.
Wystartowaliśmy w trasę. Wiodła ona błotnistym podejściem za stacją przeładunkową. Jest to fragment szlaku zoelonego, którym doszliśmy aż do zabudowań wsi Moczary. W trakcie podejścia za naszymi plecami rozciągał się jeden z najokazalszych widoków na serce Roztocza Południowego. Niestety mgliste powietrze nie pozwalało w pełni rozkoszować się jego urokiem.
Za Moczarami skręciliśmy w prawo na wzniesienie, z którego kolejne przepiękne widoki. Tym razem na pasmo graniczne oraz częściowo na Ukrainę. Na szczycie stworzyły się dwie podgrupy, z których jedna udała się przez jeżyny do położonego nieopodal schronu bojowego. Pozostali natomiast posilali się prowiantem oraz widokiem. Stąd już całkiem niedaleko do cerkwiska w Dziewięcierzu-Moczarach. Zwiedziliśmy ruiny.
W robieniu grupowej fotografii przeszkodziła nam straż graniczna, ostrzegając nas przed myśliwymi, którzy domniemanie polowali w okolicach części trasy naszego rajdu. Oczywiście nie zlekceważyliśmy prośby oraz porad i udaliśmy w kierunku drogi asfaltowej z Werchraty do Horyńca.
Po drodze minęliśmy wspomnianych myśliwych oraz panów z tzw. "nagonki".
Po przejściu około kilometra szosą, odbiliśmy w lewo. Tutaj postój, czyli czas na posiłek. Nasyceni ruszamy prostopadle do granicy. Następnie przez krzaki, strumyki i górki dochodzimy do pięknie położonego źródełka. Krótka sesja fotograficzna i w drogę. Przejście koło kolejnego schronu a następnie ciężka wspinaczka między gałęziami. Zejście ze szczytu, a stąd droga już prosta i bardzo bliska do Kaskad Sopotu. Kaskady zrobiły na niektórych tak ogromne wrażenie, że słyszeli ich szum jedząc już golonkę (niektórzy słyszą do teraz ).
Od Kaskad udaliśmy się wzdłuż granicy drogą na prawie bezkresne i zielone! pola. Przeszliśmy jedno przez środek, przez wąwóz jeden, drugi i wyszliśmy na kolejne. Kolejne pole, ale tym razem już nie zielone, a świeżo zaorane. Do granicy w prostej linii około kilometra, a pole to ciągle zaskakuje nas licznymi obejściami. Niestety nie wszyscy zdecydowali się na pokonanie go w szerz. Pomimo ostrzeżeń część osób zdecydowała się tego dokonać, dzięki temu udało się niektórym szybciej dojść pod granicę. Tutaj chwilka odpoczynku i polną drogą wzdłóż granicy dochodzimy prawie do Radruża. Schodzimy na lewo do źródeł Radrużki, a stamtąd pod XVI wieczną cerkiew.
Część rajdowiczów zwiedziła ją od środka, pozostali dyskutowali nad szybszym powrotem do Horyńca, ponieważ zaczęło się już ściemniać. Po kierowców, którzy mieli wziąć swoje samochody z Horyńca i pojechać po pozostałych uczestników przyjechał zamówiony osobowy pojazd. Pojazd ów zmieścił w sobie 7 osób z plecakami (w tym 2 osoby w ... ). Wszyscy, prawie wszyscy, bo kilka osób musiało wracać do domów zasiedliśmy w jednej z horynieckich restauracji. Golonkę podano sprawnie i zaczęła się zabawa.
Kto nie był niech żałuje...
Kolejna relacja ... za rok :)