Spotkaliśmy się przed szkołą w Werchracie. Razem było nas 15 osób. Zbyszek przyjechał z trzema Lubliniankami, Paweł z Warszawy - sam, Łukasz Kuczmarz namówił 2 przewodników z Rzeszowa, Zbyszek z Zamościa przyjechał z Agatą, Hubert z Lublina i Ruckus z Tomaszowa. Na śladówkach Kris i Laguna towarzyszyli nam, a że poruszali się znacznie szybciej realizowali swój program. No i moja skromna osoba.
Po kwaterunku ruszyliśmy na trasę "w góry", a raczej w górę za szkołą i przez Łozy do Mrzygłodów. Pogoda ot taka sobie, cienka warstewka śniegu skutecznie przykryła pułapki. Zaliczyłem glebę, nawet nie wiedząc kiedy. W Mrzygłodach dopiero się zaczęło. Zapowiedzi płytkiego śniegu mijały się z prawdą. Było jakieś dobre pół metra. Skorupa zmrożonego śniegu i warstewka świeżego załamywały się pod nogami. Zmianę dał mi Łukasz i doprowadził do Mrzygłodów. Wystarczyło 1 godz. i 20 min i byliśmy u płastunów. Posiłek i w drogę, a właśnie zaczęło mżyć (tzw. bieszczadzki upierdliwy), na Krągły Goraj, tu na zmianę wyszła Ania z lubelskiego Klubu Wysokogórskiego Watra, która przez bardzo długie odcinki prowadziła. Z Krągłego Goraja zeszliśmy do bunkru, a potem na Długi Goraj. Tu śniegu było jeszcze więcej, ponad pół metra. Pięknie zaśnieżoną drogą doszliśmy do miejsca po pustelni Św. Brata Alberta i na Monastyr. Tu drugi posiłek, trochę informacji i decyzja o zakończeniu dnia wycieczkowego i powrocie do Werchraty. Robiło się późno i nie było szans zejścia za dnia z Wielkiego Działu.
W szkole posiłek, prysznic z gorącą wodą no i zajęcia w grupach. Potem wieczorna msza i kontynuacja długich nocnych rozmów Polaków. Duch w narodzie jednak ginie, bo prezent Zbyszka W. przywieziony z Ukrainy ledwo napoczęty wrócił do Lublina.
Noc minęła szybko, było cieplutko!
Rano śniadanie i wyjazd samochodami do Manasterza, a dalej per pedes na Wielki Dział. Odwiedziliśmy bunkier 14 z kopułą - jeszcze jest - i nieco klucząc dotarliśmy na Dział. Krótki posiłek i szlakiem do drogi. Potem na miejsce po bunkrze Stiaha. Ktoś tam przed nami, dzień wcześniej wychodził - przyznać się kto! Zeszliśmy na nosa inną o wiele wygodniejszą drogą do asfaltu. Powrót do Manasterza i na deser Diabelski Kamień. Śniegu dużo, ale Ani to nie przeszkadzało, przetarła szlak. Jeszcze fotki, bo słoneczko wyszło i oświetliło "teatr" z Gorajami i Monastyrem. Zeszliśmy do pozostawionych samochodów i dooooooooo Rubina na wspaniałe pierożki, jedni brali ruskie inni mieszane, z kapustą i z grzybami i z mięskiem - Pycha!!! Czerwony barszczyk dla kierowców i pieniste dla pasażerów. Od Firmy dostaliśmy "kapuśniaczki" - wspaniałe prosto z pieca bułeczki z kapustą i grzybkami.
Jeszcze pożegnania i umawianie się na kolejne wyprawy i w drogę, bo mecz o złoto w szczypiorniaka i Małysz na skoczni...
I to by było na tyle...
Zdzisław Kubrak