Majówka/2016 dobiegła końca. Czasami dobrze jest nie mieć z góry zaplanowanej wędrówki. Trasa powstała pod wpływem sugestii Zbyszka, który zaproponował zdobycie najwyższego wzniesienia Roztocza Środkowego - Wapielni. Z Majdanu Sopockiego jeszcze nie wędrowaliśmy w tym kierunku. Szczyt zdobyliśmy. Trasa zamknęła się w 21 km. Oczko! Było nas łącznie 21 osób. Oczko! Pogoda dopisała, humory na trasie także. Po wstępnych powitaniach oraz prezentacjach niektórych pyszności przygotowanych przez dziewczyny przystąpiliśmy do ustalania trasy.
Pomysł na trasę rzeczywiście zrodził się znienacka. Dokładniej rzecz ujmując, został przywieziony przez Zbyszka. Z szybkiej analizy mapy wyszło, że Wapielnia, najwyższy szczyt Roztocza Środowego, a jednocześnie najwyższy punkt na Lubelszczyźnie, jest w naszym zasięgu. Z Majdanu Sopockiego do Łuszczacza Zbyszek poprowadził nas poza szlakami na tzw. "czuja" posługując się jak wytrawny turysta i przewodnik, tylko nosem i kompasem.
Wędrówka ku Wapielni okazała się bardzo interesująca. Spotykaliśmy po drodze sympatycznych ludzi, pewną zakonnicę, która odwiedzała rodzinne strony i pięknie opowiadała o nich podczas przydrożnej pogawędki. Odwiedziliśmy również naszego znajomego i pewne tajemnicze miejsce, gdzie powykręcane pnie drzew przypominały jelenie, ptaki i inne zwierzęta. Było wędrowanie pod górkę i z górki, było podziwianie widoków, kapliczek, strumieni i przyrodniczych osobliwości. Był czas na odpoczynek od wędrówki. Kiedy osiągnęliśmy Łuszczacz, do Wapielni pozostało nam zaledwie dwa kilometry.
Dzień był gorący, ale zrządzeniem losu mogliśmy po drodze zasmakować chłodnego piwa i lodów, kupowanych na różnych odcinkach trasy z mobilnego sklepiku. Jakby celowo jeździł za nami i kusił.
Niebawem zatopiliśmy się w las Wapielni i otoczył nas przyjemny chłód. Z Wapielni zeszliśmy za zielonym szlakiem do Łasoch i dalej kierując się na Kunki osiągnęliśmy Grabowicę. Ten odcinek od Kunek był najmniej atrakcyjny, bo asfaltowy i mocno nasłoneczniony. Z przyjemnością zalegliśmy, kiedy się tylko dało, w resztkach cienia, a to pośród zarośli, a to obok kapliczek
Tegoroczna „Majówka u Zająca” przebiegała pod hasłem ....pierogów. Pierwsze z nich smakowaliśmy już w trakcie rajdu. Częstował Tomasz. Kolejne pierogi nazwaliśmy "pierogami na szyszkach". Zapraszali na nie Basia z Eugeniuszem. Były odsmażane na ogniu z szyszek. Do tego serwowali bigosik z młodej kapusty i tegoroczne małosolne, w wykonaniu Wiesi i Henia. Po przejściu tylu kilometrów smakowało nam wybornie. Najwięcej pierogów ulepiła Marysia, bo aż około 500. Były to maleńkie pierożki z mięsem - kołduny serwowane do rosołu.
Gabrysia ulepiła pierożki z kominkami, czyli takimi czarnymi grzybami. Pierwszy raz takie jedliśmy i nikt nie bał się zaryzykować. Ania serwowała pieczone biladenki z sosem czosnkowym, które bardzo wszystkim smakowały, a w szczególności najmłodszym. Były też pierożki pieczone z kapustą, kaszą gryczaną, ziemniakami i mięsem, z jabłkami, truskawkami i czernicami. Nie mogło także zabraknąć ruskich. Potem było wieczorne ognisko, śpiewy, naleweczki i ....tego dnia to wszystko!
Sosna