Las Cetnar i Piekiełko wiosną

Wyprawa planowana z początkiem maja przeturlała się na końcówkę miesiąca. Z konieczności poniekąd. Maj zaowocował bowiem jeszcze jednym Rajdem, po cerkiewkach ziemi lubaczowskiej.

Dobrze się złożyło, bowiem susza tej wiosny spowodowała wzrost zagrożenia pożarowego na terenach leśnych

Jak donosiła prasa „ w całej Polsce obowiązywał III, najwyższy, stopień zagrożenia pożarowego. Wilgotność ściółki leśnej wynosiła zaledwie 10%, co oznaczało, że jej palność można porównać z dobrze wyschniętą gazetą”. W fazie planowania wyprawy obawialiśmy się nawet opcji zakazu wstępu do lasu. Odetchnęliśmy z ulgą, gdy prognozy pogodowe zaczęły informować o nadchodzącej fali opadów.

Miejsce zbiórki wyznaczono nieopodal Ośrodka Wypoczynkowego „Przystanek Kawęczynek”. Mogliśmy tutaj na parkingu bezpiecznie pozostawić nasze samochody i rowery. Włóczęgę po Cetnarze, nasz Przewodnik Edi, zaplanował kwadrans przed dziesiątą.

Ciekawostką, aczkolwiek niezamierzoną, było powtórzenie identycznego terminu rajdu po tym terenie, jaki odbył się przed pięcioma laty. Chociaż, kto wie. Może Edi raz na pięć lat podrzuca jakiegoś nowicjusza, gościowi w czarnych lakierkach, co to po Cetnarze od pokoleń grasuje.

Edi ma w sobie siłę magiczną, którą przyciąga do siebie wędrowców. Liczna grupa zapaleńców zebrała się bowiem w Kawęczynku, pomimo ulewnego deszczu od rana. Grono wielbicieli mokrych wędrówek urosło prawie do 40 osób. Byliśmy wszyscy swoją obecnością mile zaskoczeni i szczęśliwi, że to wspólne wędrowanie, przy takiej aurze, dostarczy nam z pewnością wspaniałych emocji, radości i miłych wspomnień.

Skrajem Kawęczynka zaczęła się nasza wędrówka. Prowadził Edi i zapłakana droga. Obok przydrożnego krzyża, ukrytego w starodrzewiu skręcamy na szlak. Za zabudowaniami, po prawej stronie otwiera się przed nami przepiękna panorama na wzgórze Czubata Góra, zwane potocznie Czubatką (305 m n.p.m.). Z miejscem tym wiąże się legenda, która głosi, że to właśnie tutaj znajduje się wejście do piekła. Teren ten, wraz z lasem Cetnar, nazwany został przez miejscowych Piekiełkiem.
Faktem natomiast jest, że na zboczach Czubatki znajduje się oparzelisko. W miejscu tym gęściej podnoszą się opary porannej mgły, a zimą największy śnieg topnieje.

Zatapiamy się w Cetnar. Za każdym zakrętem otwierają się nowe labirynty głębokich wąwozów. Zbocza ich porasta stara buczyna, której odkryte w piasku korzenie przybierają udziwnione kształty, spotęgowane mrokiem, jaki panuje w tego typu kompleksach leśnych. Wąwozy, powstałe na skutek erozji gleby lessowej, stanowiły niegdyś niedostępną kryjówkę m.in. dla oddziałów powstańców styczniowych, czy też partyzantów z okresu II wojny światowej.

„Las Cetnar" koło Kawęczynka jest najbardziej cennym obszarem Szczebrzeszyńskiego Parku Krajobrazowego pod względem botanicznym, porośniętym buczyną karpacką, z niewielką ilością grabu, osiki i klonu. Właśnie buki wywarły na nas największe wrażenie. Lśniły od deszczu. Musi być tu czerwono od nich jesienią. Nie wiedzieliśmy tylko, dlaczego Edi kazał nam lizać te lśniące potwory. W końcu po Grupie poszła fama, że to dla poprawienia męsko-damskiej kondycji. Nie przyłapaliśmy jednak na lizaniu nikogo, bo to rzekomo skrycie czynić należy.

Edi wprowadza nas w jeden z najgłębszych wąwozów. Bardzo zapragnęliśmy nadać mu nazwę. Taki bezimienny i niczyj, stał się nam nagle bardzo bliski, skoro tylko mianowaliśmy go zgodnie „Wąwozem GTR-u”. Oczywiście przypieczętowaliśmy to pamiątkowym zdjęciem w najpiękniejszym jego zakątku.
Strasznie chcieliśmy mieć spotkanie trzeciego stopnia z tym panem w czarnych lakierkach i kapeluszu, ale grupa widać zbyt liczna, zniechęciła pokuśnika ode złego, czyli od wyprowadzenia zbłąkanego nowicjusza na manowce i rozstaje dróg Piekiełka.
Nie wierzycie w takie bajki? Poproście Ediego. On wam opowie najprawdziwsze historie, jakich doświadczyli jego osobiści antenaci na Piekiełku. Strach się bać!

W końcu wychodzimy z lasu i pasiemy oczy na zielonych łąkach. Gdzieś na horyzoncie Edi pokazuje nam Wzgórza Gorajskie, w inną stronę Ziemię Sandomierską. Wijącą się tutaj drogą dalej nie pójdziemy. Wrócimy na szlak. Miniemy fasolowe pola. Wdrapiemy się na górkę z kapliczką św. Brata Alberta, by podziwiać połoniny roztoczańskie . Zapleciemy z koniczyny i wiosennego kwiecia wianki na kobiece głowy i oddamy się zasłużonemu odpoczynkowi w ramionach gościnnego zajazdu na Kawęczynku.

Pieczemy kiełbaski. Wyciągamy pęczki czerwoniutkich rzodkiewek i szczypiorku z przydomowych ogródków. Smalec z wiejskim chlebem smakuje najbardziej. Natomiast smak żurku podanego w miseczkach z wypiekanego chlebka w kształcie malutkiej wazy z deneczkiem przebija wszystko. Przeszliśmy w deszczu około 8 km, wiec apetyty nam dopisują. Cieszymy się z obecności tych, którzy dołączyli do nas nieco później. Wspólnej biesiadzie, opowieściom, wspomnieniom nie ma końca. Za kolejnych pięć lat na Cetnarze i Piekiełku spotkamy się znowu. Jeżeli wypadnie 31 maja, nie będzie to już z pewnością przypadek, ale siła wyższa...........

Sosna & Omega